Dołek, dół, depresja

Czy zdarzyło Ci się kiedyś, że ktoś z Twoich znajomych lub bliskich powiedział do Ciebie: „Mam dołek.”? Był smutny, nie miał na nic ochoty i musiałaś włożyć wiele wysiłku, żeby choć przez chwilę się uśmiechnął?
A Ty? Zapewne niejeden raz zdarzyła Ci się sytuacja, że nagle wszystko jakoś przyblakło, to, co robiłaś przestało mieć większe znaczenie. Wszystko i wszyscy wokół byli jakby obcy, przestało cieszyć to, co do tej pory sprawiało Ci radość. Obowiązki dnia codziennego zaczęły jakoś dziwnie się „rozrastać”, tak, że może byłabyś w stanie im podołać, gdyby doba miała 48 godzin.
Pierwszą reakcją w takiej sytuacji jest najczęściej stwierdzenie: „Mam depresję.”. I rzeczywiście, objawy, które wówczas występują, to, co czujesz i myślisz, wcale nie są dalekie od depresji. Tylko, czy każda taka sytuacja na pewno jest depresją?
Depresja to taki stan, w którym występuje obniżenie nastroju, smutek, ciągłe zmęczenie. Osoba z depresją zazwyczaj unika ludzi, ma problemy ze snem i wykonywaniem codziennych, nawet najprostszych, czynności. Rzeczy, które wcześniej były lekarstwem na smutek, przestały działać, nie cieszy nawet to, co dawniej sprawiało wielką przyjemność.
No właśnie! Więc jeśli jestem smutna, nic mi się nie chce, nie mogę podołać swoim obowiązkom, to znaczy, że mam depresję!
Niekoniecznie, a nawet z dużym prawdopodobieństwem nie. Taki przejściowy stan gorszego samopoczucia, smutku, przemęczenia to przygnębienie. Każdy z nas przeżywał to zapewne niejeden raz w swoim życiu, jako reakcję na nasilony lub długotrwały stres, jakieś przykre wydarzenie. Może w pracy przybyło Ci obowiązków, chociaż i tak na biurku leży sterta rzeczy do zrobienia „na wczoraj”? A może w domu zdarzyło się coś, co wprawiło Cię w taki nastrój? Czasami trudno znaleźć przyczynę, dla której nagle jest nam źle. Stan taki utrzymuje się zazwyczaj kilka dni, czasami tydzień, a potem powoli sytuacja zaczyna się poprawiać. Świat nabiera znów kolorów, ludzie uśmiechają się do Ciebie, a wszystkie niepoukładane sprawy zaczynają się jakoś układać.
Kiedy więc rzeczywiście mówimy o depresji? Jak rozpoznać, kiedy mamy do czynienia ze zwykłym przygnębieniem, a kiedy już należy myśleć o depresji? Ta granica jest bardzo płynna, czasami trudna do zauważenia. Przyjmuje się jednak, że o depresji mówi się wtedy, kiedy obniżenie nastroju – główny objaw depresji – lub inne jej symptomy trwają dłużej niż dwa tygodnie. Objawy te są na tyle nasilone, że dezorganizują życie pacjenta. Nie jest on w stanie pracować efektywnie, prowadzić dom, zadbać o siebie i najbliższych. Ciągłe zmęczenie powoduje, że chory nie jest w stanie wykonywać swoich obowiązków, choć ma świadomość, że ilość spraw „do zrobienia” rośnie z dnia na dzień. Wraca do domu i z przerażeniem patrzy na stertę naczyń w kuchni czy nieodkurzony od tygodnia dywan. Jednak zmęczenie jest tak duże, że nawet narastające poczucie winy nie jest go w stanie zmobilizować do pracy.
Często jednym z pierwszych objawów depresji są zaburzenia snu. Pacjent szybko zasypia, bo przecież jest bardzo zmęczony, a sen ma przynieść oczekiwane od dawna ukojenie. Budzi się jednak w środku nocy i nie może zasnąć. Wracają wówczas myśli, że coś jest „nie tak”, że zawalił już kilka spraw i że nie może się pozbierać, że chyba już do niczego się nie nadaje. W efekcie chory budzi się zmęczony, smutny, a narastające poczucie winy, że rodzina na tym cierpi, że w pracy inni muszą robić to, co należy do jego obowiązków, powoduje, że czuje się coraz bardziej bezwartościowy. Bardzo często powodem budzenia się w środku nocy jest również lęk. O wszystko. Że straci pracę, że bliscy zaczną się odsuwać, że stanie się coś strasznego. Lęk często bywa tak nasilony, że przysłania inne objawy.
Taki stan utrzymuje się często całymi tygodniami, zanim pacjent trafi do kogoś, kto mu pomoże. Co więcej, im dłużej chory nie otrzymuje pomocy, tym bardziej nasilają się objawy i pojawiają się nowe, które jeszcze bardziej pogarszają jego samopoczucie. Pacjent chudnie, bo jedzenie mu nie smakuje, nie potrafi skupić uwagi na niczym, co wymaga koncentracji dłuższej niż kilka minut. Często dołączają się też zaburzenia natury seksualnej.
Lekarz, psycholog, psychoterapeuta, a czasami po prostu przyjaciel, który widzi, że dzieje się coś złego, jest w takiej sytuacji niezbędny. Depresja rzadko mija sama. Bez fachowej pomocy pacjent może pozostawać w takim stanie nawet przez wiele miesięcy. Bardzo często depresja pozostaje niezdiagnozowana, zwłaszcza, jeśli objawy są na tyle mało nasilone, że nie budzą niepokoju otoczenia czy rodziny. Często zdarza się, że rodzina, widząc zmianę, jaka nastąpiła w zachowaniu chorego, kładzie ją na karb tego, że nie poradził on sobie ze stresem, że nie jest wystarczająco silny, czasami wręcz, że jest leniwy i na niczym mu nie zależy. Pacjent słyszy: „Weź się w garść!”, „ Dość już tego rozczulania się nad sobą!”, „ Nie ma z ciebie żadnego pożytku!”. To jeszcze bardziej pogłębia u niego poczucie winy, niskiej wartości, bezsilności i beznadziejności.
Pacjent z depresją nie powinien pozostać bez fachowej pomocy. Leki uspokajające, po które sięga większość pacjentów, nie są w tym przypadku najlepszym wyborem. Owszem, pacjent trochę lepiej śpi, zmniejsza się lęk. Chory jest spokojniejszy, ale jest to tylko pozorna poprawa samopoczucia. Dochodzi jedynie do zmniejszenia nasilenia objawów, a nie do leczenia prawdziwej przyczyny choroby. Taka poprawa jest zwykle krótkotrwała, bo przecież choroba występuje dalej, a nawet się rozwija. Co więcej, większość leków uspokajających po jakimś czasie przestaje działać. Pacjent sięga więc po kolejne preparaty, zwiększa ich dawkę. Szybko dochodzi do uzależnienia, tak silnego, że chory nie może już funkcjonować bez garści tabletek.
Aby skutecznie wyleczyć depresję, konieczna jest terapia typowymi lekami przeciwdepresyjnymi. Leczenie to powinno trwać odpowiednio długo, aby po pierwsze – całkowicie depresję wyleczyć, a po drugie – zmniejszyć prawdopodobieństwo, że taka sytuacja powtórzy się w przyszłości. Bardzo pomocne są też wizyty u psychologa czy psychoterapeuty.
Smutek, zmęczenie, strach to towarzysze wielu sytuacji codziennego życia. Zwykle nie przywiązujemy do nich zbyt wielkiej wagi. Odchodzą często tak samo szybko, jak przychodzą. Czasami same, czasami przy pomocy innych lub nas samych. Nie należy ich jednak lekceważyć, jeśli są z nami zbyt długo albo zaczynają utrudniać nam życie.
Iwona Sierpińska (2007-08-28)

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować