Papieros z flirtem

Kiedyś żadne kolonie nie mogły się odbyć bez partyjki flirtu towarzyskiego. Należało tylko utrafić w ten rzadki moment, kiedy i dziewczynki i chłopcy znajdują się na tym samym etapie rozwoju emocjonalnego, zasiąść przy wspólnym stole, rozdać karty i zacząć flirtować. Trudno powiedzieć, czy zapisane na kartach zalotne i śmieszne odzywki przydały się komukolwiek w dorosłym życiu i prawdziwym flircie (pozostaje mieć nadzieję, że nie, bo zazwyczaj te „flirciarskie” bon moty nie grzeszyły błyskotliwością), ale i tak każda partyjka tej gry była szkołą flirtu.
Dziewczynki tłumiły chichoty, a podając swojemu wybrankowi kartę, rzucały mu powłóczyste spojrzenia spod rzęs. On starał się nie odwracać wzroku, nie przełykać nerwowo śliny i wyglądać, jakby go to absolutnie nie wzruszało. Dziewczyny wystudiowanym ruchem układały karty w wachlarz, chłopcy szybkim stuknięciem o stół wyrównywali brzegi swojego stosiku. Prędzej czy później kończyło się to wszystko wybuchem śmiechu albo kłótnią, ale te pierwsze, instynktowne sygnały zainteresowania zostały wysłane. Rozpoczął się proces wchodzenia początkujących kobiet i mężczyzn w role dyktowane im przez ich płeć.

Scarlett w XXI Wieku

Dawniej flirtowanie było wręcz obowiązkiem kobiety i jednym z kroków na drodze do osiągnięcia jej najważniejszego celu – wyjścia za mąż. Model społeczeństwa wyznaczał kobietom i mężczyznom ich role: on był elementem aktywnym, działał, decydował, zmieniał się i był warunkiem sine qua non w każdej dziedzinie życia, ona udawała płochą sarenkę, która nie dałaby sobie rady bez silnego męskiego ramienia, i demonstrowała swoją uległość, chowając się za wachlarzem lub mdlejąc na zawołanie. Mężczyzna padający do jej stóp odgrywał tylko teatralną scenkę – przecież od początku było wiadomo, kto w tym związku będzie górą. Ten mechanizm rewelacyjnie opisała Margaret Mitchell w "Przeminęło z wiatrem”. Scarlett O"Hara była mistrzynią flirtu i doskonale o tym wiedziała. Jednak czasy się zmieniły. Kobieta może już mówić, czego chce i wybierać, kogo chce, może zaciągnąć mężczyznę do łóżka i zniknąć przed świtem, zostawiając zapach swoich perfum na pościeli – poza tym pracuje, zarabia i walczy. Dlaczego więc zwyczaj flirtowania nie zanikł ani w dwudziestym, ani – tym bardziej – w dwudziestym pierwszym wieku? Prawdopodobnie właśnie dlatego, że kiedy wszystko już wolno, zaczynamy tęsknić za owocem zakazanym. Za odrobiną teatru, za kobietą i mężczyzną z krwi i kości, za rozmową bez komórek, laptopów i komunikatorów internetowych, które tak bardzo ułatwiają ludziom kontakt, jednocześnie tak bardzo go utrudniając. W dzisiejszym świecie flirt jest jedną z najnaturalniejszych i najbardziej spontanicznych form kontaktu między dwojgiem ludzi, tym bardziej uniwersalną, że nie musi zakładać kontekstu erotycznego. Flirtować można ze sprzedawcą w sklepie, z policjantem z drogówki i z nauczycielem. A jednak matryca Scarlett prędzej czy później uaktywnia się w każdej kobiecie, która zagryza wargi, żeby były czerwieńsze, uśmiecha się jak umie najpiękniej, zerka spod opuszczonych powiek i rozkoszuje się wrażeniem, jakie robi na mężczyźnie. Być może tę samą radość odczuwałyby kobiety z poprzednich epok, gdyby – podkarmiwszy swoje ego – mogły odwrócić się na pięcie i odejść, zamiast od razu wychodzić za mąż za upolowany obiekt, niekoniecznie będący spełnieniem ich panieńskich marzeń.
Okazuje się, że flirtując świetnie sobie radzimy bez atrybutów kobiety nowoczesnej. Dzieje się tak, bo flirt jest integralną częścią ludzkiej natury i nie ma znaczenia, czy jednym z jego akcesoriów będzie wachlarz, karnecik z wpisanymi tańcami czy papieros. Ważne, że dłoń go trzymająca wie, co robić.

Zabawa z zasadami

Zabawa jest integralnym składnikiem flirtu. Kiedy nie trzeba łapać dobrej partii zanim ktoś nam ją sprzątnie sprzed nosa, łatwiej zdobyć się na spontaniczność i działanie instynktowne. Przyjemność sprawia już samo intensywne obcowanie z drugim człowiekiem. Inteligentna wymiana zdań, celne riposty, zaskakujące pointy, a do tego dyskretna teatralność gestów i mimiki, gwarantują przyspieszone bicie serca i emocje.
Jednak jak każda zabawa, flirt także ma swoje granice i tylko ich nieprzekraczanie umożliwi czerpanie z niego przyjemności. Pierwszą z nich jest granica dobrego smaku. Flirt w dużej mierze opiera się na wykorzystaniu języka, grach słownych, aluzjach, niedopowiedzeniach, przemilczeniu. Dosłowność zabija flirt, a świntuszenie bezcześci jego zwłoki.
Druga granica to bariera nietykalności. Flirt zakłada zachowanie koniecznego dystansu, który odpowiada za utrzymanie emocjonalnego napięcia. Tutaj nie ma miejsca na dotyk – byłoby to zbyt śmiałe, zważywszy, że flirt nawiązywany jest najczęściej przy jednym z pierwszych spotkań dwojga ludzi. Zresztą dotknięcie jest zbyt prymitywną opcją, flirt wymaga wysiłku intelektualnego i – mówiąc w dużym uproszczeniu – polega na dotarciu do linii granicznej tak blisko, jak to możliwe, bez przekraczania jej choćby o milimetr.
Konieczne jest także respektowanie zasady dobrowolności. Owszem, można kogoś do flirtu zaprosić, ale nie można go do niego zmuszać, atakując coraz to nowymi zaczepkami. Potrzeba do tego dwojga i nie uda się flirt na jednego aktora. Jak bardzo by się ten aktor nie starał, osiągnie raczej efekt desperackiego i nachalnego podrywu.

To tylko flirt

Wszystko, co dobre, szybko się kończy – to smutna prawda, która niestety dotyczy także flirtu. Jego formuła wyczerpuje się w niedługim czasie, a związki międzyludzkie opierające się wyłącznie na flircie stają się nudne, sztuczne i trudne do zniesienia.
Spontaniczny flirt, polegający na nawiązaniu kontaktu z przypadkowo spotkaną osobą, jest zjawiskiem jednorazowym i najczęściej obie strony zdają sobie sprawę, że ta sztuka to jednoaktówka i drugiej części nie będzie. Flirty rozpoczynane przez osoby, które wiążą ze sobą jakieś nadzieje, przechodzą stopniowo w fazę podrywania lub uwodzenia, chociaż granica pomiędzy tymi etapami jest dość płynna. W każdym razie, dystans powoli się zmniejsza, a związek przechodzi z etapu intelektualnego w sensualny. Co oczywiście nie znaczy, że z flirtem koniec raz na zawsze, bo są osoby, które mają po prostu flirtujący sposób bycia i nawiązują flirt tak naturalnie, jak inni zwykłą rozmowę. Od wyrozumiałości partnera zależy, czy się z tym pogodzi, czy też zazdrość i brak zaufania nie pozwolą mu tego znieść. Wyraziwszy niepokój, najprawdopodobniej usłyszy: „Kochanie, przecież to tylko niewinny flirt!” I pewnie w większości przypadków tak właśnie będzie, ale trzeba uważać, żeby nie przeszarżować i nie być we flirtowaniu zbyt pewnym siebie. Może się zdarzyć, że trafimy na godnego partnera, który namiesza nam w związku i w życiu.
Flirt, oprócz tego, że szybko się kończy, równie szybko uzależnia, co też trzeba wziąć pod uwagę przed przedzierzgnięciem się w Scarlett O"Harę. Jednak – żeby już wyczerpać limit mądrości ludowych – flirt, jak wszystko co zabawne, łączy się z ryzykiem, a przecież wszyscy dobrze wiemy, bez czego nie ma zabawy...

Julia Wolin (2008-04-16)

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować