Uwaga, nadciąga Guru!

Guru spotkałam całkiem przez przypadek i bez udziału własnej woli. Co więcej, nie wiedziałam, że to guru. Widziałam go na oczy pierwszy raz w życiu i z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nie wyglądał. To znaczy nie wyglądał na guru, raczej na bardzo pewnego siebie osobnika płci męskiej. Wiek – koło pięćdziesiątki. Żadnych znaków szczególnych. Przedstawiono mi go jako psychologa i trenera. Psycholog niejako sam z siebie może wydawać się podejrzany, ale to w końcu kolega po fachu, nieszczęścia chodzą po ludziach, jemu też się coś takiego mogło w życiu przytrafić.
Usiedliśmy w kawiarni i zaraz się zaczęło.
– Co ci się stało w rękę? – zapytał guru spoglądając na mój zabandażowany nadgarstek.
– Upadłam na rękę zamiast na inną, przeznaczoną do tego celu część ciała – pokrótce streściłam swoją przygodę związaną z ostatnią wyprawa w Tatry.
– Masz poważne konflikty w rodzinie – zawyrokował guru.
– Co proszę? – nie byłam w stanie ukryć zdumienia.
– Albo problemy z kobiecością. Lewa strona – kontynuował z miną znawcy – Hindusi twierdzą...
Nie usłyszałam, co na temat mojej lewej strony twierdzą Hindusi, ponieważ ze względu na obecność naszej wspólnej znajomej skupiłam się na pohamowaniu złości. Znajomą lubię, znajoma wielbi guru, nie dam mu po nosie, bo nie chcę robić dziewczynie przykrości. Trudno, jedno spotkanie to nie wieczność, godzinę czy półtorej nawet na brzytwie da się przesiedzieć. Postanowiłam przetrzymać i to był błąd.
– Hanka dużo pracuje – wtrąciła znajoma – Przez najbliższy miesiąc nie będzie jej w domu.
– Zastanów się dlaczego uciekasz od swojej rodziny – podsunął życzliwie guru, po czym zagłębił się w rozmowie ze znajomą.
Oczywiście, że natychmiast zaczęłam się zastanawiać, tyle tylko, że nad czyś zupełnie innym, a mianowicie kto pozwolił temu człowiekowi wygłaszać tak nieprawdziwe, krzywdzące i naruszające granice intymności oceny na temat przypadkowo spotkanej osoby, czyli w tym wypadku mnie, na dodatek w obecności naszej wspólnej znajomej.
Pierwszą odpowiedzią było że ja sama. Po pierwszym, idiotycznym tekście nie zareagowałam mówiąc mu na przykład, że nie życzę sobie poznawania jego opinii na temat związków pomiędzy poturbowaną ręką a moją rodziną czy kobiecością. Nic dziwnego, że poczuł się zachęcony. Poza tym z jakiegoś, nieznanego mi powodu bardzo pragnął udowodnić swoją wyższość. Znajomej nie musiał, znajoma wpatrywała się w niego jak w obrazek a ja głupia potraktowałam go jak zwykłego śmiertelnika, z szacunkiem i zaciekawieniem, ale bez czołobitności. Nie dostrzegłam w nim guru od pierwszego wejrzenia i teraz przyszła pora za to zapłacić.
Nie muszę chyba dodawać, że resztę wieczoru miałam zmarnowaną. Na własne życzenie zresztą, bo nic nie stało na przeszkodzie, by w krótkich, żołnierskich słowach powiedzieć człowiekowi, co myślę o takim traktowaniu innych.
Po fakcie okazało się, że człowiek ów jest psychologiem z własnego nadania, po studiach na wschodzie, zdaje się, że gospodarczych. Tyle dobrego, że w związku z tym nie czuję się zmuszona do rozważań na temat etyki zawodowej kolegów po fachu. Choć z drugiej strony nadal poważnym problemem pozostaje fakt, że pod psychologów podszywają się szarlatani różnej maści robiący krzywdę bogu ducha winnym ludziom. Mnie guru specjalnej krzywdy poza zmarnowaniem wieczoru wyrządzić nie zdołał, ale komuś innemu mógł, szczególnie, że o ile zdołałam się zorientować bardzo aktywnie uprawia zawód. Psychologa i trenera oczywiście.
Po co o tym piszę? Z kilku powodów. Przede wszystkim ku przestrodze. Materia ludzkiej psychiki jest materią nad wyraz delikatną, a co za tym idzie niezwykle łatwo ją uszkodzić.
Zatem oddawanie się w ręce przypadkowego szarlatana mieniącego się psychologiem może spowodować skutki zgoła katastrofalne. Powiem więcej – najprawdopodobniej spowoduje. Nie tylko psując komuś nastrój na jeden wieczór (w moim przypadku głównie poprzez wściekłość na samą siebie), ale w o wiele poważniejszy sposób. Można na przykład takiemu szarlatanowi uwierzyć i co gorsza dać się prowadzić. Choćby w ramach uzdrawiania nieistniejącego problemu. Znam osoby, które nie tylko wydały fortunę na kontakty z takimi pseudo psychologami, ale też zapłaciły za owe kontakty dużo wyższą cenę, na przykład w postaci depresji.
Po drugie dlatego, że nawet w kontakcie z najprawdziwszym pod słońcem psychologiem może się zdarzyć, że mamy odczucie naruszania naszych granic. Nie powinno, ale może. I nie myślę tu o przejściowym dyskomforcie związanym z procesem terapii, bo w końcu nikt rozsądny nie obiecał nam, że terapia będzie procesem wyłącznie przyjemnym a nawet rozrywkowym. Wręcz przeciwnie, terapia niesie ze sobą konieczność konfrontowania się z własnym bólem i niedoskonałością, ale jej skutkiem najogólniej rzecz ujmując ma być poprawa naszego samopoczucia, relacji z innymi i z samym sobą. A zatem pewien poziom dyskomfortu w procesie terapeutycznym jest jak najbardziej naturalny.
Zatem jeśli zdarzy się, że mamy odczucie, iż osoba, która pracuje z nami na rzecz rozwiązania naszych problemów, oczywiście za naszym przyzwoleniem, bo bez naszego przyzwolenia nikt i w żadnym wypadku nie ma prawa choćby próbować sięgnąć do naszego wnętrza, wchodzi w obszar, którego nie zamierzamy jej udostępniać lub jak mój samozwańczy guru usiłuje imputować nam istnienie nieistnieniących problemów, wówczas uciekajmy z krzykiem. Gdzie pieprz rośnie. Im szybciej i dalej, tym lepiej.
W kontakcie z psychologiem musi istnieć zaufanie. Bez zaufania nie uda się zbudować dobrej i skutecznej relacji terapeutycznej. I warto, by z naszej strony było to zaufanie oparte na czymś więcej, niż przekonanie guru o jego doskonałości i nieomylności.
mgr Hanna Lemańska-Węgrzecka, specjalista psychologii klinicznej, socjoterapeuta, absolwentka szkolenia z zakresu terapii rodzin; Firma Profesja Consulting (2007-08-28)

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować