Ratunku, lektura!

W ostatnich latach, szczególnie od momentu upowszechnienia się Internetu, stajemy się społeczeństwem, które czyta coraz mniej książek. Informacje, których potrzebujemy uzyskujemy za pomocą – dużo łatwiejszych w odbiorze – elektronicznych środków przekazu – najczęściej radia, telewizji i Internetu. Te dysponują bowiem ciekawszymi sposobami dotarcia do odbiorcy niż tylko zwykły tekst, który dodatkowo wymaga skupienia, zrozumienia a często – także wyobraźni. Jednak na szczęście to właśnie wspomniane przeze mnie środki masowego przekazu alarmują, że czytamy zbyt mało. A przecież to czytanie wpływa na wyobraźnię, uspokaja, kształtuje umiejętność wysławiania się, a przede wszystkim – uczy myślenia.
Nasza przygoda z czytelnictwem rozpoczyna się już w dzieciństwie. Jednak nie zawsze bywa ona miła – szczególnie, gdy młody człowiek – uczeń – jest do czytania przymuszany. Czasami jednak jesteśmy zmuszeni do tego właśnie rodzaju aktywności, szczególnie, jeśli jesteśmy uczniami lub mamy ich w domu. Wówczas to pojawia się magiczne i przez wielu znienawidzone słowo: „lektura”! Już samo jego brzmienie wzbudza dreszcz niechęci i bunt młodego człowieka. Od wielu bowiem lat lektura nie cieszy się sympatią uczniów. Co więcej, coraz mniej uczniów czyta lektury, opierając się na tzw. streszczeniach. Nie przyjmują do wiadomości, że proponowana im przez nauczyciela książka może okazać się interesująca. A że jest tak w istocie, przekonałam się w ciągu trzynastu lat pracy, prowadząc lekcje języka polskiego – najpierw w szkole podstawowej, a teraz w gimnazjum.
Kiedy zadaję uczniom jakiś tekst do przeczytania, jęczą. Potem proszą o przedłużenie terminu. Następnie większość i tak nie czyta zadanego tekstu, za co zostają oczywiście rozliczeni. Ostatecznie, przymuszeni przeze mnie i z pewnością przez rodziców – czytają. Wtedy to okazuje się, że książka wcale nie była taka nudna, bohaterowie są interesujący, a problemy poruszane w utworze mogą dotyczyć także współczesnego pokolenia. Przekonałam się o tym niejednokrotnie, analizując (a nie jak niektórzy twierdzą – „przerabiając”) lekturę z uczniami. Ulubioną lekturą obowiązkową nastolatków są „Kamienie na szaniec”. Uczniowie poznali postaci chłopców – właściwie swoich rówieśników, którzy żyli w czasach jakże różnych od współczesnych – zachowujących się w niepopularny dziś sposób i ceniących sobie przede wszystkim przyjaźń i patriotyzm. To, co łączy bohaterów lektury i współczesnych młodych ludzi, to wiek, radość życia, entuzjazm i energia. Analizując tę lekturę, zaobserwowałam, że młodzież najlepiej motywuje się sama, przekazując sobie z ust do ust, że książka „jest fajna”. I tutaj tkwi sedno motywacji do czytania: książka musi choć trochę zaciekawić młodego człowieka. A zaciekawić może go nie tylko wartka akcja, ale także psychologiczne, historyczne czy też filozoficzne treści ukryte w lekturze.
Jak jednak przeskoczyć ten próg niechęci i niewiary w książkę proponowaną w szkole, a także próg – nie bójmy się tego powiedzieć – intelektualnego lenistwa?
Zarówno nauczyciel, jak i rodzic musi walczyć o zmotywowanie dziecka do pracy z tekstem. Niewątpliwie, łatwiejsze zadanie będą mieli ci rodzice, którzy sami chętnie sięgają do książek. Poskutkuje ich przykład i autorytet. Ale i oni mogą usłyszeć zdanie: „Lektury to nuda!”. Wtedy musimy posiłkować się rozmową o tekście, problemach, które w nim znajdziemy, a także – o autorze i epoce, w której tworzył. Przybliżmy młodemu człowiekowi temat, który będzie zgłębiał przez najbliższe godziny. Inaczej nie zainteresuje się on zagadnieniami, które leżą poza horyzontem jego doświadczeń i oczekiwań. Opowiedzmy mu więc jakąś ciekawą anegdotę z życia autora, których niewątpliwie wiele znajdziemy w Internecie, podpowiedzmy, o czym jest zadana książka, a nawet przeczytajmy z nim jakiś ciekawy fragment.
Przestrzegajmy nasze dzieci przed jednym, a mianowicie przed czytaniem streszczeń. Zniszczą one w nich wszelką ciekawość lektury, znudzą i odstręczą od jej treści i zapewniam – po przeczytaniu streszczenia na pewno nie przekonacie dziecka do właściwej lektury. Streszczenia bowiem zabiją treść każdej książki, nawet najciekawszego kryminału. Nie ma w nich emocji, elementu zaskoczenia, humoru czy interesujących dialogów. Pamiętajmy, że streszczenia to wróg książki.
Cały czas należy też przypominać dzieciom, że warto czytać. I nie wystarczy tylko obcowanie z lekturami szkolnymi. Trzeba poszerzać ich przestrzeń czytelniczą, bo tylko wtedy nie odrzucą książki, do przeczytania której są przymuszane w szkole. Jakże smutnym zjawiskiem jest brak książek na półkach współczesnych domów. Moi uczniowie często tłumaczą nieprzeczytanie zadanej lektury faktem, że nie mogli dostać jej w szkolnej bibliotece. Natomiast w momencie zadania im lektury natychmiast pytają o ilość dostępnych tam jej egzemplarzy. Oznacza to, że nawet nie pomyślą, że mogliby mieć w domu swój własny egzemplarz książki, często należącej do klasyki literatury polskiej.
Taki sposób myślenia nie wpływa pozytywnie na motywację młodego człowieka do czytania. A rozwiązanie jest proste: wystarczy wpoić uczniowi szacunek do książek. Przy czym chodzi tu nie tylko o szacunek dla treści w nich zawartych, ale i dla samego przedmiotu, jakim książka niewątpliwie jest. W tym celu:
– obdarowujmy nasze pociechy ciekawymi książkami – niech staną się prezentem na urodziny, Gwiazdkę czy Dzień Dziecka;
– pamiętajmy, by zakupiona przez nas książka była ładnie wydana (staranna edycja wpłynie pozytywnie na nastrój przyszłego czytelnika);
– kupując książkę, kierujmy się gustem jej odbiorcy (pamiętajmy, że każda przeczytana pozycja zaprocentuje w przyszłości);
– porozmawiajmy z naszym dzieckiem o podarowanej mu książce – dowiemy się w ten sposób, czy została przeczytana.
Jako polonistka pragnę uczyć właśnie szacunku do książki. Dlatego na pierwszych lekcjach poświęconych kulturze literackiej przynoszę swoim uczniom egzemplarze swoich prywatnych książek (wybieram te najstaranniej wydane i w ciekawej szacie edycyjnej) Proszę uczniów, aby ich dotykali, nawet powąchali. Wszystko po to, by poznali zapach i przyjemność obcowania z książką. Pokazuję im też zdjęcia z kolorowych czasopism o wnętrzach, na których niewątpliwą ozdobą salonu czy innego pokoju są półki z książkami.
Jeśli spróbujemy zmotywować swoje dziecko do czytania, na pewno nasz wysiłek (z pewnością – niemały) opłaci się, a nasze starania zostaną nagrodzone – nie tylko brakiem jedynki za nieprzeczytanie lektury, ale też nabyciem umiejętności samodzielnej oceny i myślenia oraz wzrostem cierpliwości naszej pociechy. Ale najbardziej obiektywnym miernikiem naszego sukcesu będzie, jeśli kiedyś nasze dziecko samo sięgnie po „ niepopularne” pozycje klasyki polskiej czy obcej.
Joanna Lorenc (2008-02-13)

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować