Mamą być, czyli o niepewności i relacjach z innymi

Już po wszystkim – obopólnym wysiłkiem udało się Wam szczęśliwie przejść przez poród i przetrwać kilka dni w szpitalu. Nareszcie jesteście w domu! Zmęczeni, ale szczęśliwi. I tu zaczyna się problem...
Czy aby nie uszkodzę pociechy, wkładając jej rączkę do rękawa kaftanika? Czy prawidło trzymam dziecko? Zjadło za mało, czy wystarczającą ilość? A może za dużo? Jak toto kąpać, żeby nie utopić? Płacze – wyjąć z łóżeczka, czy zostawić w spokoju? I dlaczego płacze? Może ma bóle brzucha, a może malcowi jest niewygodnie? Za zimo? Za gorąco? A może boi się ciemności?
Pierwsze dni w domu z pierwszym dzieckiem to zazwyczaj ocean niepewności. Jasne, z drugim będzie łatwiej, bo nie ma co ukrywać, że drugie to już rutyna. No dobrze, rutyna ze szczyptą elastyczności, związaną z faktem, że każde dziecko jest inne.
Co gorsza, pierwsze dni to często również konieczność skonfrontowania wyobrażeń z rzeczywistością. Myślałaś, że tyle wiesz, na wszystko jesteś przygotowana, jako że w czasie ciąży przeczytałaś niezliczoną ilość książek o noworodkach. Trenowałaś na lalce przewijanie. Wyobrażałaś sobie scenę, w której siedzisz w fotelu trzymając w ramionach słodko śpiącą pociechę.
Niestety, rzeczywistość przerosła Twoje najśmielsze oczekiwania. Już samo siedzenie jest problemem, że o reszcie nie wspomnę. Słodko śpiące maleństwo nie występuje w przyrodzie. Jeśli zdarzy mu się na chwilę przymknąć oczy, to i tak za moment rozlega się dziki ryk. W książkach pisali o karmieniu na żądanie, ale nikt nie napisał, że stwór może żądać karmienia na okrągło. Nie pisali też o przypadku, gdy dziecko po karmieniu waży mniej niż przed karmieniem. Wydycha ten pokarm, czy co? Pisali, żeby od początku przyzwyczajać dziecko do spania we własnym łóżeczku. Zapewne słusznie, tylko że nie mieli do czynienia z osobnikiem który zdaje się mówić: „Wybijcie sobie z głowy moje spanie w łóżeczku. Nie ma sprawy, mogę je wam odstąpić, jeśli chcecie, ja śpię tylko przy mamie. Inne opcje nie wchodzą w grę”.
A na domiar wszystkiego, zewsząd sypią się dobre rady: „Karm co trzy godziny!”, „W nocy zrób przerwę, żołądek musi odpocząć!”, „Bzdura, karm na żądanie, dziecko samo ureguluje sobie rytm posiłków!”, „Dawaj mu pić!”, „Nie dawaj pić, pokarm wystarczy!”, „Włóż mu na głowę czapeczkę!”, „Czapeczka na głowie w domu? Kto to słyszał?”, „Żyjcie normalnie, dziecko musi przyzwyczaić się do hałasów!”, „Tylko absolutna cisza, ma bardzo wrażliwy słuch, byle hałas może je wystraszyć!”, „Niech słucha Bacha!”, „Bach? Nigdy w życiu, jeśli już, to tylko Mozart!”.
Dobrych rad udzielają wszyscy – babcie, ciocie, doświadczone – bo posiadające dzieci – przyjaciółki i ktoś, kto co prawda dzieci nie posiada, ale coś na ich temat czytał, albo słyszał – nie ważne, grunt, że wie. I na dodatek wie lepiej, niż Ty sama.
W rezultacie, czujesz się jeszcze bardziej zagubiona niż poprzednio. Nie wiesz, czy masz poić brzdąca, czy w żadnym wypadku, czy Bach, czy może jednak Mozart. Co gorsza, wszyscy udzielający dobrych rad domagają się sprawozdania, jak ich wskazówki sprawdzają się w praktyce. I w sposób mniej lub bardziej jawny dają wyraz swojej dezaprobacie, gdy usłyszą, że jednak wybrałaś inną opcję, niż ta sugerowana przez nich.
Jak sobie z tym poradzić, przetrwać niepewność pierwszych dni i tygodni, a przy okazji nie dać się zjeść wszystkim, którzy zasypują cię dobrymi radami.
Pamiętaj, że:
   * Niepewność w tej sytuacji jest normalna. W końcu jeszcze nigdy nie byłaś niczyją mamą, nie kąpałaś i nie przebierałaś śliskiego, wijącego się jak piskorz i wrzeszczącego stworzenia – zatem masz prawo odczuwać tremę i niepokój. Pamiętaj też o tym, że podobny lęk przeżywają wszystkie nowo upieczone matki. A tak na marginesie – małe dzieci zostały bardzo mądrze wymyślone i wbrew pozorom dosyć trudno je uszkodzić.
   * Jesteś debiutantką, zatem nie wszystko musi iść składnie. Wiele rzeczy nie będzie szło. Nic nie szkodzi. Wkrótce opanujesz zasady i procedury, a za jakiś czas problemy ze sprawną zmianą pieluchy wydadzą ci się śmieszne.
   * Możesz czuć się zmęczona, wściekła, że nic nie idzie tak. jak powinno, a nawet nieco rozczarowana sytuacją. Masz do tego prawo, to normalne.
   * Masz prawo przeżywać niepokój związany z faktem, że nie rozumiesz swojego dziecka. Nie wiesz, dlaczego płacze lub marudzi, dlaczego jednego dnia kąpiel przebiega bez problemów, podczas gdy innego zaczynasz się poważnie obawiać, że sąsiedzi za chwilę wezwą policję, straż pożarną i kogoś z Komitetu Ochrony Praw Dziecka. To normalne, że nie rozumiesz. Musicie się dopiero siebie nauczyć, a to wymaga czasu. Za kilka miesięcy będziesz się świetnie orientowała, co oznacza każdy grymas malujący się na buzi malca. Ale to musi potrwać.
Pamiętaj również, że:
   * Wszyscy, którzy tak ochoczo udzielają Ci dobrych rad, mają dobre intencje, chcą dobrze dla Ciebie i Twojego dziecka. Zatem nie ma sensu się na nich obrażać. Pamiętaj też, że ludzie zazwyczaj sypią radami w odpowiedzi na naszą niepewność, wątpliwości i obawy. Z czasem zobaczą, jak świetnie sobie radzisz i ilość rad zmniejszy się niepomiernie.
   * Udzielający dobrych rad żywią głębokie przekonanie, że proponują Ci jedyne słuszne w tej sytuacji postępowanie. Być może ich propozycje znakomicie sprawdzały się w ich przypadku – w Twoim absolutnie nie muszą.
   * Słuchaj, co do Ciebie mówią, analizuj i wykorzystuj to, co Twoim zdaniem ma rację bytu. Nie odrzucaj z góry żadnej z w miarę rozsądnie brzmiących rad. Przemyśl, przeanalizuj i zdecyduj, czy wcielisz ją w życie, czy też nie.
   * Pamiętaj, że osobą najbardziej kompetentną w obszarze zajmowania się własnym dzieckiem jesteś Ty sama – mimo uczucia zagubienia i niepewności, to Ty znasz je najlepiej i najlepiej wiesz, co dla niego dobre.
   * Nie pozwól wpędzać się w poczucie winy tylko dlatego, że jednak wybrałaś Mozarta, pojenie między posiłkami i używanie pieluszek jednorazowych zamiast tetry lub odwrotnie. Uznałaś, że tak będzie dla Twojego dziecka najlepiej i świat ma się z tym pogodzić, nawet wówczas, gdy ma całkiem odmienne zdanie. Ty decydujesz, bo to Ty ponosisz odpowiedzialność za dobrostan swojego dziecka.
Pierwsze dni i tygodnie to czas uczenia się. Twoje dziecko uczy się świta, Ty zaś uczysz się swojego dziecka. Oboje musicie przywyknąć do zmienionej sytuacji i nabrać wprawy. Nauczyć się siebie nawzajem, zrozumieć swoje potrzeby, ułożyć życie od nowa. To chwilę potrwa, ale z góry wiadomo, że zakończy się sukcesem. Zatem daj sobie czas i uśmiechnij się, widząc własną nieporadność. Dla swojego dziecka i tak zawsze będziesz najwspanialszą mamą na świecie.
mgr Hanna Lemańska-Węgrzecka, specjalista psychologii klinicznej, socjoterapeuta, absolwentka szkolenia z zakresu terapii rodzin; Firma Profesja Consulting (2007-11-11)

Komentarze (0)

Dodaj swój komentarz

Żeby dodać komentarz, musisz się zalogować lub zarejestrować